Pierwsza myśl po otwarciu oczu nad ranem : Powinnam zostać dziś w łóżku. W ogóle z niego nie wychodzić.
Czy to nieustające zmęczenie czy lenistwo – nie wiem, ale żałuję, że w łóżku nie zostałam.
Ssący głód przed obiadem podpowiedział, że przecież mogę zjeść kilka pierogów nim Igrek z pracy powróci w domowe kąty.
Kroję cebulę i wymawiam wszystkie znane mi przekleństwa. Nie cierpię kroić cebuli, ale co to za pierogi bez cebuli? To nie są pierogi! Wrzucam sztuk kilka do wrzątku, a sama klapię tyłkiem na kanapę.
Cudowny zapach smażonej cebuli dochodzi do nozdrzy, a ja raczę się herbatą. Ssący głód przypomniał istotny fakt: Jak na pierogi to coś za długo trwa gotowanie, a nozdrza już nie czują zapachu cebuli. Biegusiem do kuchni i co widzę? tam się nic nie dzieje. Odpalam gaz – nic. Jeszcze raz – nic. Tylko nie to. Dlaczego zawsze brakuje gazu jak jestem cholernie głodna, JA SIĘ PYTAM DLACZEGO?!
Boże, przecież ja nie mam pieniędzy żadnych w portfelu, a kartę z bankomatu ma Igrek. Fantastycznie czyli jestem bez gazu do momentu aż Igrek z pracy nie wróci – jakieś trzy godziny, może lepiej. Czuję piekące łzy pod powiekami.
Przez telefon zdaję relacje Igrekowi dodając, żeby na powrocie z pracy zajechał po zakupy.
Dzwoniący telefon wyrywa mnie z drzemki:
– Jak ja mam zrobić zakupy skoro TY masz kartę z bankomatu w portfelu?!
– Igrek co Ty mówisz, jak to ja?!
– No zajrzyj do portfela. Stoję przy kasie w sklepie i świecę oczami.
– Boże Igrek… Faktycznie mam kartę.
Zbiegam na dół, zabieram Uszatego, śmieci i nieszczęsną kartę. Jedziemy na zakupy po raz drugi.
Taśma z produktami się przesuwa, a ja pakuję to wszystko do siatek:
“70 złotych i 18 groszy”
– Igrek płać.
– Co płać? Ty masz kartę.
– No przecież Tobie dałam!
– Ja jej nie mam.
– Ja też nie.
Ar ju faking kidding mi ? No tak, karta pewnie została w samochodzie. Biegnę na parking – obszukuję samochód – nie ma. Wracam do sklepu, przepraszamy ekspedientkę, że drugi raz musi wycofywać, ale my nie mamy karty.
10 razy wzdłuż i wszerz trzepiemy samochód z każdej strony – NIE MA. Poltergeist czy co?
– Igrek ja jestem pewna, że ja ją położyłam w samochodzie.
– Nie kładłaś, ale za to wyrzucałaś śmieci zanim wsiadłaś…
Przełknięcie mojej śliny bez problemu mogli usłyszeć ludzie po drugiej stronie ulicy.
– Ja czy Ty? – ostatkiem sił, zrezygnowana pytam Igreka
– milcz.
W planach miałam obiad, drzemkę i zakupy poobiednie, ale nasze popołudnie skończyło się na nurkowaniu w śmietniku.
Cóż szperanie wśród podpasek od sąsiadek, resztek obiadów czy flaszek po piwach to nie był szczyt naszych marzeń, a karty jak nie było tak nie ma.
– Dobra, nie szukaj. Zastrzeżemy kartę i tyle.
– Tam są wszystkie pieniądze, co my zrobimy? – zbliżający się płacz łamał mój głos w pół
Oczywiście okres czekania na nową kartę to dwa tygodnie więc zaprzęgamy konia i gnamy do drugiego banku wypłacić pieniądze.
Miła Pani przy okienku sprawę załatwia szybko i prężnie.
– Pani Iksino, Pani ma tutaj lokaty założone widzę
– No tak, i ?
– Proponowałabym blablabla….
Oferta korzystna, całkiem całkiem to i MĄDRA GŁOWA JA postanowiłam się zgodzić.
– Tutaj jest do podpisu opłata 200 złotych ściągnięta z Pani konta
– Jak to 200 złotych?!?!?!
– No, to.. manipulacyjna opłata tak trzeba.
– Ale Pani o tym nie wspomniała – zaczynam płakać.
Igrek się śmieje, ja płaczę. Pani w banku z otwartą buzią patrzy w moją stronę, a ja zabieram torebkę i wychodzę. Głodna, zrezygnowana, śmierdząca śmietnikiem i biedniejsza o dwie stówki wlokę tyłek do samochodu, a dzień się jeszcze nie skończył.
Kurde jaka tu cisza… codziennie wchodzę z nadzieją że będzie coś fajnego do przeczytania , a tu pustka 🙁
Poprawiłam się 😉
Świetna historia:-) czasami takie zdarzenia same nas znajdują i to niekoniecznie w poniedziałek czy w piątek 13-go, jakies moce tajemne tym chyba kierują, bo jak to inaczej tłumaczyć…podobno nie jestem zabobonna, ale wątpliwości mam. Pozdrawiam serdecznie:-)
Oj to na pewno, a ja w szczególności mam szczęście do takich historii 😉
Pozdrawiam 🙂
oj, nie można powiedzieć ,że w wzaszym życiu jest nudno. Zawsze się coś fajnego dzieje, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Bo zdaję sobie sprawę z tego, że przeszukiwanie śmietnika nie należy do przyjemnych rzeczy. Ja bym się jednak nie odważyła włożyć tam ręki, no chyba, że karta leżałaby na wierzchu.
pozdrawiam:)
No na nudę to nigdy nie narzekamy 😉
Pozdrawiam 🙂
Oj, biedactwo :*
ale, że szukaliście po śmieciach, ja chyba bym się na takie coś nie odważyła i od razu zastrzegła kartę.
Pozdrawiam ;*
To był impuls 😀
Bidna Ty,no bidna.
Tej miłej z banku to powiedz że będąc w ciąży umów nie zawierasz wiążących bo stan umysłu jest niestabilny i nie odpowiadasz za własny czyny 🙂
A gaz ma to do siebie że kończy się jak pusto w portfelu,święta bądź teściowa pod drzwiami 😀 Przerobiłam wszystkie 3 wersje.
A daj spokój, już podpisałam. Normalnie jakby ktoś mi MUSK wyciągnął na ten moment.
A co do gazu – u mnie zawsze się kończy w święta (ZAWSZE! OBOWIĄZKOWO!) i w momencie jak mam wilczy głód i robię obiad. Tak dla zasady 😉
Oj widzę, że nie tylko ja swój dzisiejszy poniedziałek mogę zaliczyć do najgorszych w życiu. Szczerze współczuję i znam to jak, ja to znam, jestem równie zakręcona jak Ty i tak samo ryczałabym ile wlezie jakby to miało mi ugotować obiad/zrobić zakupy/znaleźć kartę (płacz nielekiem na całe zło)…. Dziś prócz ludzi w białych fartuchach, mnóstwa igieł, bólu, latania jak głupia, głupiego przelewu który nie chciał się zrobić bo…co sekundę traciłam łącze z internetem i wrzucenia razem ze śmieciami 50 złotych…to w sumie mogę powiedzieć: JAK JA KURDE NIE ZNOSZĘ TYCH CHOLERNYCH, PRZEKLĘTYCH PONIEDZIAŁKÓW!!!!!!
Pozdrawiam w depresji nerwowej,
SimplyRedGirl.
O widzę, że nie tylko ja mam dzisiaj taki “cudny” dzień. Przesyłam dobrą energię (mimo, że dzisiaj mi jej brakuje) 😛
Pech za pechem! 🙂 Czasem są takie dni… My wczoraj chrzciliśmy synka i też myślałam, że się poryczę bo ciuchy mu kupiłam przecudne i…. zginęły mu spodnie! Mieszkanie przekopałam całe, mało brakło, a panele bym zrywała i sprawdzała czy czasem gdzieś nie leżą pod podłogą… no i jak nie było tak nie ma… ;/ poszedł w innych, zupełnie nie pasujących do eleganckiej czapy i muszki do białej koszuli… no cóż… 🙂 Pewnie je znajdę, jak z nich wyrośnie 🙂
Mi ostatnio bluza zginęła, Ty wyobrażasz sobie? Tak samo jak spodnie Twojego synka. No nie ma jej, całe mieszkanie przeszukałam I NIE MA! JAK TO BYŁO ZORGANIZOWANE?!
Ojejku…
Aż mam ochotę cię teraz przytulić…
To prawda, rzeczy znajdują się wtedy, gdy nie są nam już potrzebne…
Trzymaj się! :*
Dzisiaj ewidentnie nie jest mój dzień. E-W-I-D-E-N-T-N-I-E!
O wow, nie zazdroszczę :-/
Ja to bym się poryczała nawet w ciąży nie będąc…
A co z kartą? Znając życie znajdzie się jak nie będzie już potrzebna. Pozdrawiam 🙂
Nie znalazła się, prawdopodobnie gdzieś dryfuje w śmietniku. Dużym śmietniku. BLOKOWYM śmietniku ;<
Oj :/ Czyli karta się nie znalazła?
Nie, teraz jakby się znalazła to i tak na nic bo już zastrzeżona