
- Mamo, a czy Ty masz jakieś moje zdjęcia na Facebooku? – spytał kiedyś ośmioletni po powrocie ze szkoły.
- Tak. Jak się urodziłeś, ale nie widać nic poza Twoją buzią. Masz zamknięte oczy na zdjęciu i jesteś cały owinięty kocykiem – odpowiadam zgodnie z prawdą
- Mogę zobaczyć? – dopytał
Kiedy zobaczył zdjęcie, stwierdził, że dobrze, mogę je zostawić, bo faktycznie nawet nie widać, że on to on, ale chwilę później usłyszałam:
- I tak na co dzień nie wrzucasz moich zdjęć?
- Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą, bo ja jestem jednym z tych użytkowników Facebooka, którzy nie istnieją. Nikt nie wie, gdzie jestem, czy jestem i po co jestem.
- Dobrze, to ja Cię proszę, żebyś nie wstawiała, okej? Wiem, że nie wstawiasz, ale żebyś wiedziała, że ja nie chcę, żeby moje zdjęcia były w internecie.
Chwilę później, kiedy dopytałam skąd to zainteresowanie moim Facebookiem, okazało się, że z jego kolegi w klasie śmieją się wszyscy, bo jego mama z platformy społecznościowej zrobiła sobie rodzinny album. Z tą różnicą, że dawniejsze albumy pokazywaliśmy najbliższej rodzinie, a do Facebooka ma dostęp 2,271 miliarda ludzi. Drobna różnica.
Czym jest sharenting?
Jak przedstawia nam angielska wikipedia: Sharenting to połączenie słów „sharing” (udostępnianie) i „parenting” (wychowywanie), opisujące praktykę rodziców publikujących na platformach internetowych dużą ilość potencjalnie drażliwych treści na temat swoich dzieci.
„Z badania zrealizowanego przez UKE w 2021 roku, wynika, że jedynie 26,7% badanych rodziców i 23,2% dzieci zna pojęcie sharentingu” (CIK, 2022)
SHARENTING: Zagrożenia dla dzieci.
Oczywistym jest, że publikując fotografie swoich dzieci, żaden rodzic nie chce zrobić dziecku świadomej krzywdy. Najczęściej pobudką do tego, aby podzielić się z innymi zdjęciem swojej pociechy, jest po prostu duma, radość i szczęście.
Rzadko kiedy przychodzi refleksja na temat tego, że z naszego dziecka, które uroczo uśmiecha się do aparatu, ktoś może zrobić zbiórkę, sugerując, że owa dziewczynka lub chłopczyk cierpi na rzadkiego guza mózgu i potrzebna jest mu operacja w Stanach. Później powstaną trzy kolejne zbiórki, na których nasze dziecko będzie ‘cierpiało’ na inną przypadłość.
Rzadko nachodzi nas myśl, że fotografia naszego dziecka może przyozdobić sklepowe puszki w miejscowości na drugim końcu polski z prośbą o wsparcie w leczeniu niepełnosprawności.
O osobach, które mają zaburzenia psychoseksualne – nie wspomnę.
O tym, że dziecko może stać się memem – również. Bo jeśli się stanie, to co zrobisz? Wbrew technologii, organy ścigania nie rozwijają się równie szybko. W dobie rozwoju sztucznej inteligencji, jeśli ktoś z Twojego dziecka zrobi internetowego mema, będziesz szukać wiatru w polu.
Dojdziesz do jednej z osób, dwóch, no może trzech przy dobrych wiatrach, ale ilość nowych profili, udostępnień i szerokiej skali zasięgów jest czymś, czym nie dogonisz. A dzieciństwo Twojego dziecka jest czymś, czego nie odzyskasz.

Mali influencerzy wbrew własnej woli
Czy jestem przeciwniczką? Absolutnie. Uważam, że każdy z nas robi to, co uważa za słuszne. To, że Twój facebookowy bądź instagramowy profil, przyozdabiają zdjęcia Twoich pociech – nie oznacza, że jesteś złym rodzicem. Ale być może nie wiesz, że to wszystko może przybrać zupełnie inny obrót, niż się tego spodziewasz.
- Dlaczego tak właściwie interesujesz się moim Facebookiem? – spytałam ośmioletniego
- Mamo, Janek znalazł w internecie zdjęcia Maćka w pampersie. Rozumiesz mamo!? W PAMPERSIE!! A obok stał nocnik! – rzucił młody, śmiejąc się do rozpuku.
Ma osiem lat. Nie wie jeszcze, że ani pampers ani nocnik to nic śmiesznego. Wie, że sam z tego korzystał, ale ma świadomość, że poza mną i jego tatą – nikt tego nie widział. Natomiast po tej sytuacji Maciek nie przychodził do szkoły przez dwa tygodnie. Dzieci w klasie miały pogadankę na temat dostępu do internetu. Rodzice również, ale… co z tego?
Nie mam za wiele znajomych na moim Facebooku, ale jeśli teraz zajrzę, znajdę na nim ok. 2000 zdjęć dzieci TYLKO wśród moich znajomych. Dzieci na wakacjach, dzieci na nocniku, dzieci w wannie, dzieci na basenie bez stroju kąpielowego (bo to mały siusiak przecież, co to szkodzi), dzieci przy choince, dzieci podczas zabawy.
I to, że ktoś po prostu nie jest świadom tego, że niewinne zdjęcia dziecka mogą mieć przykre konsekwencje – rozumiem. Brak świadomości.
Myślę, że jeśli nazwa sharenting będzie częściej używana, a i sam temat będzie częściej omawiany, coraz więcej rodziców zyska wiedzę i będzie inaczej podchodzić do tematu.
To tylko dziecko.
Sami często nie chcemy, aby ktoś udostępniał nasz wizerunek na Facebooku. Zdjęcia z imprez, na których jesteśmy pijani, zdjęcia, na których źle wyglądamy – jak reagujemy? “Kasuj to!” wysłane w przeciągu 5 sekund od publikacji.
Dziś rano, kiedy piłam kawę, na mojej tablicy pojawiło się zdjęcie małej dziewczynki leżącej w łóżku z gorączką. Obok była zabawna emotikonka chorowitka.
I pierwsze co pomyślałam: Ciekawe dlaczego, jak ta mama jest chora, to nie wstawia swoich zdjęć? Jak by się czuła, gdyby leżała spocona, z gorączką pod kołdrą, a za 15 minut ujrzałaby, że jej mąż wstawił trzy jej zdjęcia z dopiskiem “chorujemy”. Założę się, że prosiłaby o usunięcie.
Swoje zdjęcia w strojach kąpielowych wstawiamy rzadko – swoje dzieci udostępniamy na potęgę z dopiskiem miejsca, w którym jesteśmy.
Nie robimy tego sobie, a robimy tym małym istotom. Po co? Czy naprawdę warto narażać własne dzieci na przykre konsekwencje tylko po to, aby dostać lajka od cioci z Malborka? Albo komentarz migającego słoneczka od sąsiadki z dopiskiem “Miłego urlopu!” ?
Rozsądek online
I wiem, że rodzice z pokolenia “dzieci i ryby głosu nie mają” być może mnie zjedzą, ale… Wizerunek dziecka jest chroniony prawnie. Osoby, których wizerunek udostępniamy w Internecie (w tym dzieci) powinny wyrazić na to zgodę. W przypadku braku możliwości uzyskania świadomej zgody (np. od niemowlaka lub małego dziecka), zdjęć nie należy publikować.
Wizerunek jest jednym z tzw. dóbr osobistych, obok takich dóbr jak prywatne dane, godność, dobre imię i prawo do prywatności.
Dumna babcia, która wrzuca zdjęcia wnuka, dumny tata, który może pochwalić się światu swoją pociechą – to nie brzmi groźnie, prawda? Zazwyczaj mamy z tym dobre skojarzenia. Ale jeśli ktoś was spotka na spacerze – również możecie być dumni. Jeśli ktoś Was odwiedzi – również zobaczy Wasze dziecko. Klasyczny album również zatrzyma najpiękniejsze chwile, z tą różnicą, że będziesz wiedzieć, kto to ogląda. W dobie social mediów – nie masz pewności, kto trafia na zdjęcia Twojego dziecka, ani jak je wykorzysta. Nawet jeśli masz prywatny profil.
Ja nigdy nie udostepnialam zdjec mojego dziecka w internecie i nie zamierzam. Poki ono samo nie zdecyduje, ze tego chce
Super !
Zgadzam się z tym całkowicie. Moich dzieci nie ma w internecie… a nie! Jednak są! Bo chodzą do przedszkola. I słabe to jest, bo można nie wyrazić zgody na udostępnianie wizerunku, ale w praktyce wygląda to tak, że wrzucają zdjęcia całej grupy i naklejają emotikona na twarz.
Tak, jeśli chodzi o zdjęcia z przedszkola to inna para kaloszy. Ale też w późniejszych latach (podstawówka) można już spytać dziecko, czy chce być widoczne na zdjęciach 😀
Kiedyś, nie wiem czy jakiś kanał telewizyjny nie robił o tym jakiejś kampanii, albo po prostu konto gdzieś w Internecie mignęło, jakieś 6-7 lat temu. Było pokazane dziecko na wakacjach, małe i rodzice robili zdjęcia i wrzucali na sociale, a później był pokazany pokój jakiegoś chłopa oblepiony zdjęciami takich dzieci. I to tyle, więcej nic takiego nie widziałam. Dobrze, że poruszasz ten temat. Skoro my, dorośli, nie chcemy żeby pokazywano nasze różne zdjęcia, to dzieci tak samo. A jeśli już, to pokazuj je tak, żeby czuło dumę i radość, kiedy takie zdjęcie zobaczy. 👍😉❤️
Taaaak! Pamiętam to! To chyba była jakaś kampania !
Jak zawsze w punkt🔥
Dziękuję!
Jeżeli już coś udostępniam to za zgodą starszej i męża. Małego nie publikuje bo ma dopiero 3 lata.
Mój fb i insta to dla mnie zupełnie obcy ludzie..czemu mieliby moje dzieci oglądać!
Siebie publikuje.
Mnie nikt nie porwie. Jem za dużo serniczka ♡
Hahahah! <3